Marian Guzek Marian Guzek
715
BLOG

Czy świat ucieknie z globalnej wioski na globalną prerię?

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 3

Co za mrzonki, powie ktoś, kto pamięta z westernów, że na prerię można wyjeżdżać, by polować na bizony i nawet koczować z namiotami, ale żeby tam zamieszkać na stałe, to jakaś fantazja!

Niestety, nawet niektórzy znawcy naukowych doktryn ustrojowych sądzą, że taka wizja dla świata to kompletna utopia. Otóż po pierwsze, niekompletna, a po drugie – świat (Wschodni) ma już doświadczenie we wdrażeniu innego ustroju, jaki również wydawał się utopią, a mianowicie komunizmu. Czy świat Zachodni ma nie mieć pokusy, aby wdrażać coś całkowicie przeciwnego do komunizmu?

 

Różnica między globalną wioską a globalną prerią

Chciałbym teraz nawiązać do osi doktryn ustrojowych, przedstawionej w poprzednim opracowaniu na moim blogu w Salonie24 (we współautorstwie z dr. J.Biskupem z SGH, pt. „Jak nie być liberałem, a jak nim zostać”). Na lewym krańcu tej osi mamy doktrynę marksizmu i ustrój komunistyczny z wszechwładnym państwem, bez rynku i bez prywatnego kapitału. Na jej prawej krawędzi znajduje się natomiast doktryna radykalnego libertarianizmu i oparty na niej ustrój pod nazwą anarchokapitalizm, w ogóle bezpaństwowy, ale za to wolnorynkowy bez ograniczeń, lecz z władzą kapitału wyłącznie prywatnego.

 

Aby taką hipotetyczną wizję obejrzeć w zbliżeniu, najlepiej wyobrazić sobie sytuację jednostki. Otóż, o ile w globalnej wiosce jednostka może czuć się u siebie niezależnie od tego gdzie  mieszka oraz mieć łatwy kontakt z całym światem, to jednak nie oznacza to, że może swobodnie przemieszczać się z jednego rejonu tej wioski na każde inne miejsce, bo przeszkadzają jej w tym granice państwowe. W docelowej wizji libertariańskiej wszystkie jednostki mogą wyjeżdżać dokąd chcą i z kim chcą, a czy będą tylko koczować, czy sobie wybierać kawałek przestrzeni do stałego pobytu, to ich sprawa, którą mogą załatwiać  w relacjach z innymi jednostkami według zasad rynkowych. „W czystym libertariańskim świecie – pisze Murray Rothbard – nie byłoby polityki zagranicznej, ponieważ nie byłoby państwa, rządów mających przymusowy monopol nad poszczególnymi obszarami” (M.Rothbard, For a New Liberty.W: The Libertarian Manifesto. N.Y. 1973, s.265).

Ta „nowa wolność” przewidziana w Manifeście Libertariańskim, to też coś zupełnie innego aniżeli wolność w liberalizmie.  W liberalizmie bowiem wolna jednostka działa w ramach zorganizowanej wspólnoty, z której interesami musi się liczyć, bądź nawet może być zobowiązana do uznawania ich jako nadrzędne. Globalna wioska dzieli się więc na wspólnoty narodowe, religijne, rodzinne i inne, które nakładają na jednostkę różne zasady postępowania lub obyczaje. Wolność jednostki w liberalizmie nie oznacza więc, że może ona robić co chce. Samo pojęcie libertarianizmu ma natomiast związek z angielskim terminem „libertarian”, oznaczającym osobę kierującą się w swym działaniu „wolną wolą”, w warunkach zatomizowanej społeczności ogólnoświatowej. Kategoria wspólnoty traci na znaczeniu, a wspólnoty narodowej w szczególności. W takiej sytuacji jednostka jest uznawana za suwerenną i nikt poza rynkiem nie może jej niczego dyktować.

 

Aby uniknąć obaw o to, czy omawiana wizja ustrojowa była wystarczająco przemyślana przez jej głównego autora Murraya Rothbarda, znanego profesora uniwersytetów amerykańskich, a jednocześnie wybitnego przedstawiciela tzw. austriackiej szkoły ekonomii, pójdźmy przez chwilę jego śladem. Był on wychowankiem Ludwiga von Misesa, uważanego za współautora koncepcji anarchokapitalizmu. Od niego właśnie Rothbard przejął główną podstawę libertarianizmu, tj. leseferyzm, czyli system gospodarki wolnorynkowej oparty na założeniu całkowitej eliminacji państwa z gospodarki. Rothbard rozszerzył tę konstrukcję na wszystkie pozaekonomiczne dziedziny życia ludzkiego, wprowadzając zasadę likwidacji wszystkich państw świata.

 

Tak radykalny pogląd mógłby się komuś wydawać jakąś lekkomyślną zachcianką ideologiczną autora lub brakiem rozwagi. Przed taką oceną chciałbym ostrzec potencjalnych oponentów Rothbarda. W całej swojej działalności naukowej, jak i społeczno-politycznej dostarczał on dowodów swego intelektualnego i emocjonalnego zaangażowania w obronie swych koncepcji, nie rezygnując z wypowiedzi zaskakujących słuchaczy i czytelników, a nawet narażając się na niepopularność w środowiskach żydowskich, z których się wywodził  oraz na nieporozumienia w kręgu najbliższych partnerów,  Ludwiga Misesa i Samuela Konkina.  Kontrowersje w poglądach dotyczyły nie tylko samego państwa Izrael, które traktował na równi z innymi, postulując ich likwidację, ale także krytyki zorganizowanych grup zwalczających antysemityzm. Opowiadał się po stronie bezpaństwowych Palestyńczyków i potępiał Izrael za jego działania, głównie na terenach okupowanych. Swoją radykalną niechęć do każdej postaci państwa przenosił też na same Stany Zjednoczone, krytykując ich rolę mocarstwową i interwencje militarne w świecie, a w pierwszym rzędzie wewnętrzne funkcje regulacyjne w gospodarce.

 

Może się komuś wydawać, że wprost niewyobrażalny byłby chaos, gdyby tylko połowa ludzkości, czyli ponad trzy miliardy ludzi, pozbawionych państw, wyruszyły w uwolniony od granic świat, by skorzystać ze swojej wolnej woli.Kto zapewniłby tym jednostkom ochronę i bezpieczeństwo? Na takie pytanie w koncepcji Rothbarda jest odpowiedź: wykonywałyby to firmy prywatne zamiast instytucji państwowych. W ogóle wszystkie niezbędne funkcje państw mogłyby przejmować firmy prywatne. Między nimi byłaby konkurencja, a nie państwowy monopol do wszystkiego. Oczywiście na globalnej prerii chyba nie tylko Amerykanie mogliby bez obaw nosić swoje ulubione colty, a w domu mieć na wszelki wypadek jakieś kulomioty. Ale taniej byłoby korzystać z „cięższych” narzędzi ochrony swobód preryjnych w formie usług wyspecjalizowanych firm. A co by było gdyby firma chciała wzmocnić swoją pozycję rynkową w drodze ataku na inną firmę?

 

Na takie wątpliwości w libertarianizmie jest jedna odpowiedź: w ustroju  tym jednostki i firmy nabierałyby innych włściwości aniżeli w zwykłym kapitalizmie. Byliby to ludzie działający prawidłowo, a bankierzy oferowaliby kredyty tylko w pełni pokryte depozytami kruszcowymi, a klienci bez zdolności kredytowej omijaliby banki z daleka. Jak w każdej doniosłej ideologii, mamy tu założenie że będzie z niej korzystał nowy człowiek.

 

Pierwszy krok już zrobiliśmy: minarchizm połączony z monetaryzmem

 

Najpierw wyjaśnienie, że minarchizm to niższe stadium libertarianizmu, w którym występuje zasada państwa minimum w gospodarce, a w sferach pozagospodarczych minimum regulacji państwa wobec jednostek oraz eliminowanie wpływu związków zawodowych i zobowiązań socjalnych państwa. Za głównego przedstawiciela tej odmiany libertarianizmu jest uważany profesor Harvardu Robert Nozick. Gdy minarchizm reprezentowany przez Friedricha Hayeka został połączony z monetaryzmem Miltona Friedmana, opartym na utrzymaniu pieniądza papierowego, lecz w warunkach restrykcyjnej polityki pieniężnej banku centralnego, powstała doktryna Hayeka-Friedmana, a ich ideologia została nazwana neoliberalizmem. Do takiego właśnie ustroju przesunęły się z liberalizmu gospodarczego najpierw USA na początku lat 1980-tych, a później inne kraje świata. My przyłączyliśmy się do niego z własnym wkładem w postaci leseferyzmu socjalistycznego wdrażanego przez rządy Messnera i Rakowskiego, a dołączonego do „planu Balcerowicza”, sporządzonego z udziałem rzecznika neoliberalizmu amerykańskiego, Jeffreya Sachsa, (który później odżegnał się od neoliberalizmu i poparł ponowny wybór Baracka Obamy).

 

Należy podkreślić, że Rothbard nie był zachwycony ani minarchizmem ani monetaryzmem, a swoją niechęć przenosił na Nozicka, a zwłaszcza na Friedmana. Do Nozicka miał pretensję o tolerowanie państwa minimum, a do Friedmana o psucie libertarianizmu pieniądzem fiducjarnym, czyli bez wartości.

W Stanach po wybuchu kryzysu, którego praprzyczyną była doktryna Hayeka-Friedmana, nastąpiło za czasów Obamy częściowe przywrócenie usuniętej regulacji banków i rynków finansowych oraz polityki typu keynesowskiego. Na wszelki wypadek znaczenie coltów nie maleje, pomimo namowy Obamy, aby Amerykanie starali się zapomnieć o preriach i bizonach. U nas osłabione państwo zdaje się tkwić w neoliberalizmie mocniej niż można byłoby się spodziewać, ale  premier Donald Tusk i jego zaplecze polityczne żywi już nieufność do swego  „liberalizmu”.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka