Marian Guzek Marian Guzek
328
BLOG

Nadmierne emisje dolara świat toleruje

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 1

Trzeba powiedzieć, że przyczyny deficytu budżetowego w USA są poważne zarówno w roku 2013, jak i siedemnaście razy wcześniej, począwszy od 1976 r. Wymagały nawet współczucia, którego świat Stanom nie szczędził. Ponadto, zamknięcie miejsc pracy dla 800 tysięcy osób, połączone z przyznaniem urzędnikom dni wolnych i ogłoszenie, że za ten przymusowy urlop nic nie zarobią, mogłoby być uznane za standardowe ośmieszanie państwa i urzędników, odpowiadające duchowi ideologii neoliberalnej jako podstawy polityki gospodarczej. Również takie wydarzenia mogą wywoływać współczucie po uwzględnieniu faktu, że USA były pierwszą ofiarą neoliberalizmu, jeszcze tlącego się w administracji Obamy. 

 

Japońskie prognozy politycznych manewrów pieniężnych USA

 

Dopatrzenie się kontrowersyjnych aspektów w tych wydarzeniach jest jednak możliwe dzięki opiniom specjalistów Japonii, która jeszcze w 2009 r. była drugą potęgą gospodarczą świata po USA. Właśnie we wspomnianym roku opisali oni do czego w USA są wykorzystywane nadmierne wydatki państwowe na różne cele, nawet brzmiące bardziej przekonująco, niż dla republikanów obecne koszty wdrożenia projektu Obamy w zakresie ochrony zdrowia. Takie wydatki są, mianowicie, wykorzystywane do dokonywania przez Rezerwę Federalną nowych emisji dolara, pomimo braku przyrostu popytu rynkowego  na tę walutę.  

 

Ważne jest też spostrzeżenie, że oficjalne kierunki wydatków państwa nie muszą stanowić głównego celu ich finansowania, gdyż celem tym jest zdobywanie przez państwo dochodu w postaci seigniorage, czyli renty z dodatkowych emisji dolara. „USA to jedyny w świecie kraj,  emitujący walutę światową i mający warunki do korzystania z przywileju zarabiania ogromnej renty emisyjnej”. Pogląd ten stanowi fragment liczniejszych opinii wykształconego w Harvardzie profesora, Iwao Nakatani, prezentowanych w artykule Kosuke Takahashi pt. „Pokusa dolarowej renty emisyjnej” („The temptation of dollar seigniorage”, “Asia Times” 23.01.2009r.). Rozmiary emisji są ustalane w taki sposób, aby umożliwiały rozmieszczenie ich za granicą, co zapewnia „zarabianie wielkich dochodów z emisji dopóki ludzkość będzie uznawała wartość dolara za stabilną”.

 

Na podstawie doświadczeń ostatnich lat można stwierdzić, że co jakiś czas ożywiają się analitycy finansowi i biznesmeni giełdowi na całym świecie przed wygłoszeniem przez szefa Rezerwy Federalnej USA oświadczenia, czy będzie dalsze „luzowanie” (quantitative easing – QE). Po oświadczeniu przeciwnym do oczekiwań, ożywienie może się przekształcać w reakcje gwałtowne i głośne. Nie każda instytucja ma taką moc, aby jej szef mógł pobudzać do gwałtownych przedsięwzięć ważne podmioty we wszystkich krajach świata, a szczególnie pozostających, oprócz Japonii, we wzajemnych zależnościach ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w Chinach.

 

Rezerwa Federalna to machina czyja?

 

Oczywiście, wszyscy wiedzą, że to machina Stanów Zjednoczonych, ale czy państwowa? W Polsce wiele osób w to wątpi i przypuszcza, że skoro w skład Rezerwy Federalnej wchodzi kilka banków prywatnych, to zapewne jest to jakaś postać „spółki”  prywatnej, a więc rzekomo nie może to być bank centralny USA jako państwa. Gdy ponadto ktoś przeczyta na dowolnym banknocie napis Federal Reserve Note - to znaczy banknot Rezerwy Federalnej - ma prawo sądzić, że to właśnie ta „spółka” prywatna jest emitentem każdego z wielu bilionów dolarów krążących po świecie. Następnie, może się rodzić słuszne przypuszczenie, że za każdego wyemitowanego dolara do tej właśnie „spółki” wpływa renta emisyjna. A więc niektórzy podejrzewają, że„spółka” ta przez kilkadziesiąt lat musiała zgromadzić w różnej postaci dochody o niebotycznych rozmiarach. Idąc dalej tym śladem, można  założyć, co się zdarza, że pozycja USA jako państwa jest od wielu dziesiątek lat godna pożałowania, bo Rezerwa Federalna udostępnia mu wydrukowane dolary na kredyt, czyli wypożycza państwu i pewnie otrzymuje należne biliony dolarów za wydzierżawione państwu emisje, ale jeszcze z procentami z powodu spłacania tego długu przez państwo w obligacjach w terminach ich zapadalności. Jest to ocena nieprawidłowa.

Ta droga rozumowania – przyjmowana jednak w Polsce przez niektóre środowiska - nie uwzględnia faktu, że w 1913 r. został ustawowo wprowadzony w życie  projekt prezydenta Wilsona przekształcenia grupy banków prywatnych w Rezerwę Federalną jako bank centralny USA. Rezerwa została więc upoważniona nie tylko do emitowania dolarów, ale także prowadzenia polityki pieniężnej państwa i realizowania innych funkcji wchodzących w zakres obowiązków banku centralnego. Szefa Rezerwy powołuje sam prezydent USA, a na każdym banknocie dolara, obok podpisu skarbnika, figuruje podpis ministra finansów. W rozliczeniach dochodów otrzymywane przez Rezerwę obligacje  mogą stanowić wynagrodzenie dla banków prywatnych wchodzących w skład tej instytucji za drukowanie pieniędzy, ale przeważająca część renty emisyjnej jest przejmowana przez skarb państwa, oprócz zastrzeżonych w przepisach 94%  jego udziałów w innych zyskach Rezerwy. Jako uzupełnienie tego opisu można dodać pytanie: gdyby Rezerwa Federalna rzeczywiście nie była bankiem centralnym USA, to jaki inny bank pełni w USA taką funkcję, a jeśli nie ma takiego banku, to czy USA działa jako państwo bez banku centralnego, a więc, czy już libertarianie mogą nie domagać się likwidacji Rezerwy Federalnej dlatego właśnie, że uważali ją za bank centralny? Tak więc, twierdzenie, że Rezerwa Federalna nie jest bankiem centralnym nie jest prawdziwe.

 

Jak drukować dolary, gdy rynek nie zgłasza popytu na nowe emisje?

Powinniśmy więc sadzić, że problem nie polega na tym, iż Stany Zjednoczone muszą się ponad miarę zadłużać,  gdyż  jako państwo są pozbawiane możliwości przejmowania renty emisyjnej. W rzeczywistości bowiem problem polega na tym, że jeszcze przed rokiem 1970. zaczęły mieć istotne trudności w uzyskiwaniu renty z emisji dokonywanych w normalnych warunkach rynkowych, czyli dzięki wzrastającemu światowemu popytowi na dolary. Musiały więc przystąpić do oddziaływania na światowy popyt na dolary, aby rósł on pod wpływem malejącej ceny dolara, czyli jego kursu.

 

Stosowanie przez Stany Zjednoczone polityki „luzowania” przez wiele następnych lat, cytowane źródła japońskie  przewidywały zaraz po 2008 roku. Prognoza ta była oparta na przytoczonej w artykule Takahashi wypowiedzi z podręcznika akademickiego pt. „Makroekonomia”, autorstwa Bena Bernanke oraz Andrew Abel: „Rządy, które chcą finansować swoje deficyty za pomocą renty emisyjnej nie drukują w tym celu pieniądza, lecz stosują procedurę pośrednią. Najpierw Skarb Państwa akceptuje zaciąganą przez rząd pożyczkę odpowiadającą sumie deficytu budżetowego oraz stosowną ilość nowych obligacji rządowych, które są drukowane i sprzedawane. Jednakże nowe obligacje rządowe nie są sprzedawane publiczności. Zamiast tego Skarb Państwa prosi (lub wymaga), aby bank centralny zakupił te nowe obligacje  o wartości np.  10 miliardów dolarów. Bank centralny płaci za swój zakup nowych obligacji drukując 10 miliardów dolarów, które przekazuje Skarbowi Państwa w zamian za obligacje”.

  

Syndrom powracającego pieniądza

Gdy sprzedajemy dowolny towar, to zakładamy, że towar ten po krótszym lub dłuższym czasie ulegnie zużyciu. Nigdy nie przypuszczamy, że po kilku, a tym bardziej kilkudziesięciu latach nasz nabywca zgłosi się do nas z ofertą abyśmy od niego ten sprzedany towar odkupili.  Zwykle klient może w krótkim czasie wrócić z towarem, aby go reklamować, jeśli nie ma należytej jakości.  Natomiast, gdy nabytym kiedyś towarem był dolar, dawny klient USA będzie miał prawo nawet zachwalać go, mówiąc, że ten dolar ma  nadal  jakość taką samą jak kilkadziesiąt lat wcześniej, nie jest w ogóle zużyty, pomimo, że banknot może być wygnieciony, ale wszystkie znaki na nim są czytelne. Gdyby to była mała liczba klientów, byłoby łatwo zaspokoić ich życzenia. W przypadku masowego napływu klientów wracających z workami dolarów, aby za nie cokolwiek kupować u emitenta, który jest prawnie zobowiązany do przyjmowania okropnie już niechcianych wracających dolarów przed grożącą hiperinflacją, sytuacja jawi się jako katastrofalna nie tylko dla Stanów, lecz całego świata. Niewątpliwie wczesne poprzedzenie jej poważnym obniżeniem kursu dolara łagodzi sytuację, lecz za cenę poważnych strat podmiotów utrzymujących rezerwy dolarowe lub mających należności w dolarach. 

 

To połączenie  następstw utraty zaufania świata zewnętrznego do dolara nadaje całemu zagrożeniu charakter chorobowego syndromu. Historia zna już  przypadek brytyjskiego funta, różniący się jednak poważnie od obecnej sytuacji dolara. Wielka Brytania znajdowała się  w znacznie gorszej sytuacji niż USA, gdyż świat mógł z łatwością korzystać z dolara jako pieniądza alternatywnego, co skróciło i utrudniło – w pewnym stopniu z powodu błędów rządu brytyjskiego – doprowadzenie do deprecjacji funta i odbywało się to w formie oficjalnych dewaluacji, psujących wizerunek emitenta. Stany mają sytuację ułatwioną, a świat utrudnioną w poszukiwaniu rozwiązań przeciwdziałających zbyt daleko idącej deprecjacji dolara. (Bliżej o tych zagadnieniach: M.Guzek, Teorie ekonomii a instrumenty antykryzysowe. Oficyna Wydawnicza Uczelni Łazarskiego. Warszawa 2013, s. 252-276).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka