Marian Guzek Marian Guzek
807
BLOG

Apostolstwo ideologiczne Balcerowicza

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 4

Profesor Leszek Balcerowicz nie zwalcza już oszołomów, którym nie podobał się „liberalizm” (faktycznie neoliberalizm) uprawiany przez niego w towarzystwie profesora Jeffreya Sachsa z Harvardu, a później przez Unię Wolności i niektóre inne partie. Teraz już chwyta za brzytwę, w którą przekształca własny wytwór OFE i wymachuje nią przed swoimi wcześniejszymi kolegami na czele z byłym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim i obecnym premierem Donaldem Tuskiem. Czyni tak w obszernym wywiadzie zatytułowanym „Platforma sama sobie szkodzi” („Rzeczpospolita” 02.12.2013), udzielonym zespołowi redaktorów w składzie: A. Cieślak-Wróblewska, P.Jabłoński i A. Stankiewicz.

 

Obronić Polaków przed wywłaszczeniem

W rzeczywistości Balcerowicz nie pragnie robić wrażenia, że stawia sobie zadanie uchronienia OFE przed likwidacją. Chodzi mu o coś znacznie poważniejszego, a mianowicie o niedopuszczenie do wywłaszczenia Polaków z ich oszczędności, dając do zrozumienia, że takiego karygodnego czynu dopuszczają się wymieniani z nazwiska liczni przedstawiciele obecnego establishmentu, a zwłaszcza prominentni członkowie  PO. Wprawdzie już poprzednio Balcerowicz zarzucał Tuskowi, że ogłupia społeczeństwo, lecz teraz idzie o krok dalej.  Zarzuca  jego partii i rządowi  pogardę dla konstytucji, działania bezprawne i niemoralne.  Stwierdza, że „tu chodzi więc o przyzwoitość w życiu publicznym (…). Ludzie muszą za swoje działania indywidualne odpowiadać, w tym przed opinią publiczną (…). I to dlatego wymieniam niekiedy nazwiska osób, które ponoszą największą odpowiedzialność za forsowanie lub popieranie propozycji zagarnięcia oszczędności w OFE”.

 

Taki rygoryzm i chęć pociągania do odpowiedzialności za czyny szkodliwe dla ludzi głosi człowiek, który odpowiadał na początku transformacji jako wicepremier za metodę pokonywania hiperinflacji i sposoby wprowadzania gospodarki rynkowej, obfitujące w patologie prywatyzacji. Wystarczy wspomnieć, że po komunizmie państwo polskie – w odróżnieniu od doświadczeń  innych państw w poprzednich okresach historycznych – było właścicielem majątku o poważnej wielkości, który – gdyby był w odpowiednim momencie przekształcony w akcje, czyli porcje majątkowe do obrotu rynkowego - mógłby być traktowany jako szczególny towar mogący stanowić rodzaj pokrycia pieniądza, w tym pokrycia tzw. nawisu inflacyjnego. Oznaczałoby to możliwość przeznaczania części posiadanych oszczędności na zakup takiego towaru. Możliwości takiej społeczeństwo zostało jednak  pozbawione. Cały nawis został wydrenowany z rynku w celu kasacji. W rzeczywistości jednak część tego nawisu została przeznaczona na kredyty,  co przedłużało proces inflacyjny. Ponadto około 40% tych kredytów przeznaczano na tzw. złe kredyty, czyli niespłacane przez kredytobiorców. Nasza walka z hiperinflacją oznaczała więc nie tylko standardowe pozbawianie ludności zasobów oszczędnościowych, czyli jak mawiał mistrz Balcerowicza,  Milton Friedman – hiperinflacja to opodatkowanie bezustawowe – ale również zagrabianie części majątku wypracowanego przez poprzednie pokolenia.

 

Do kupna majątku państwowego społeczeństwo było zachęcane po wydrenowaniu jego oszczędności w ramach walki z hiperinflacją. Zachęcanie miało postać oferowania przez media do sprzedaży fabryk w naturze, a nie porcji majątku w postaci akcji. Był to rodzaj naigrawania się z nowych podmiotów rynku kapitałowego z pustymi kieszeniami oraz z samego nieistniejącego rynku jako giełdy papierów wartościowych, do utworzenia której Balcerowiczowi się nie spieszyło. Otwarto ją dopiero po półtora roku sprzedawania majątku państwowego w naturze, czyli w postaci całych przedsiębiorstw. Jak wiadomo, na takim rynku łatwo było o deprecjację tego majątku, a sam proces jego sprzedaży łączył się ze swoistym rozdzielnictwem majątku nie na rzecz ludności, lecz osób lub firm  preferowanych przez władze państwa pod nadzorem Balcerowicza jako wicepremiera. Możnaby wymieniać więcej jego grzechów, ale warto się powstrzymać, gdyż może do tego zachęcać swoiste odkrycie drugiej natury Balcerowicza przez redaktora Andrzeja Stankiewicza. Ogłosił on to odkrycie, nazywając profesora Leszka Balcerowicza ideowym „apostołem” (patrz A.Stankiewicz, „Leszek Balcerowicz nie chce odejść”. „Rzeczpospolita” 13-14.07.2013).  

 

Apostoł czy specjalista od wywłaszczania niepaństwowego?

Przyzwoitość wymaga, aby nie pomijać  informacji Stankiewicza, tym bardziej, że – jak powszechnie wiadomo – kilku nawet świętych apostołów religijnych miało na sumieniu poważne grzechy, lecz po ich ujawnieniu przeistoczyli się w głosicieli  przykładnych zasad moralności. Czyżby Balcerowicz, obficie głoszący w cytowanym wywiadzie  zasady przyzwoitości i moralności, doznał podobnego przeistoczenia? Z pewnością do kwestii przeistoczenia Balcerowicz przywiązuje dużą wagę, gdy chodzi nie o niego. Oczekuje tego od ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza, którego podejrzewa, że ma dwie etyki, ministra i lekarza oraz daje do zrozumienia, że chyba obie niewłaściwe. Narzeka na władze uczelniane, które milczą gdy, „… mamy wielu Rońdów, którzy uciekają się do manipulacji, insynuacji i inwektyw” w sprawach OFE. Smaga też byłego wicepremiera Jacka Rostowskiego za „fabrykowanie fałszywego dylematu”, zapowiadającego drastyczną podwyżkę podatków, jeśli nie nastąpią ograniczenia OFE.

 

A jaki dylemat własny fabrykuje Balcerowicz? Taki mianowicie, że giełdy papierów wartościowych, jeżeli państwa nie będą im przeszkadzały, zapewnią nie tylko korzystne dla OFE rezultaty uczestnictwa ich firmom, ale umożliwią także należyty poziom  wypłat emerytur. Chyba jest jednak nieprzyzwoite nieujawnianie informacji o powszechnych zniekształceniach funkcjonowania rynków finansowych, które Alan Greenspan (były Szef Fed-u, banku centralnego USA) uznał  w 2008 roku za zrujnowane, a Henry Paulson, były Minister Skarbu USA,  w 2013 roku za narażone nadal na działanie  nieusuniętych głównych przyczyn ich dysfunkcji, grożących załamaniami kryzysowymi w przyszłości. Postawa tolerowania wadliwości na zasadzie, że rynki zrujnowane to także rynki, a konkurencja wadliwa na tych rynkach to po prostu konkurencja niedoskonała, bo doskonała istnieć nie może, jest nadal typową postawą  dla wielu środowisk akademickich. Władze uczelniane nie zwalczają takich poglądów wśród swoich profesorów, bo nie pragną „podpaść” neoliberałom, zwolennikom profesora Balcerowicza.

 

Określanie go ideowym apostołem, zwłaszcza po cytowanym wywiadzie, wydaje się niestosowne. Operowanie brzytwą może raczej symbolizować chwytanie się  się jej ze względu na ogólną sytuację neoliberalizmu i malejącego zaufania Polaków, jak i innych społeczeństw, do rynków finansowych  oraz upadku tradycyjnej przyzwoitości kupieckiej banków i wielkich graczy giełdowych, mogących zbyt łatwo drenować fundusze emerytalne. Czy utrata oszczędności na rzecz wielkich spekulantów giełdowych jest lepszym rozwiązaniem aniżeli powierzenie ich prawidłowo działającemu państwu, nie niszczonemu w przyszłości przez  antypaństwowy neoliberalizm  - gdyby takie było? Odpowiedzieć każdy może, ale społeczeństwo powinno umieć stworzyć państwo odporne na ideologię Balcerowicza, w czym może pomóc liberalizm synergiczny, oparty na współdziałaniu państwa i rynków, umożliwiający powstawanie efektu synergii. (Bliżej na ten temat M.Guzek, Teorie ekonomii a instrumenty antykryzysowe. Oficyna Wydawnicza Uczelni Łazarskiego, Warszawa 2013).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka