Marian Guzek Marian Guzek
297
BLOG

Balcerowiczowskie cenzurowanie na tle fundamentów ustroju

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 0

Gdy po komunizmie był tworzony nasz nowy ustrój, nazwany demokratycznym, jedną z najważniejszych jego zalet, słusznie propagowanych, było zniesienie znienawidzonej przez społeczeństwo cenzury.  

 

Dobrodziejstwo ustroju bez cenzury

Siła społeczna kreująca nowy ustrój musi starać się o wdrożenie fundamentów ideologicznych tego ustroju. Im bardziej fundamentów tych nie może ona narzucić siłą, ani nawet ogłosić ich zasad, bo samo ich brzmienie wywoływałoby dezaprobatę społeczną, tym większą musi wykazać przebiegłość w swoich działaniach urzędowych oraz nieoficjalnych. Zanim podam, jakie zasady – oprócz ramowych o charakterze konstytucyjnym – przyświecają  naszemu ustrojowi, podejmę próbę wykazania,  jak wyrafinowane były i są nadal sposoby wdrażania fundamentalnych podstaw tego ustroju. Mogę jedynie próbę tę poprzedzić stwierdzeniem, iż główne reguły nie mogą znaleźć się explicite w żadnej ustawie przyjmowanej przez parlament, czyli że muszą one być wdrażane wyłącznie nieoficjalnie.

 

Bez korzystania z siły i cenzury urzędowej, wprowadzanie i utrwalanie fundamentów ustrojowych, musi sprowadzać się do oddziaływania na świadomość społeczeństwa w celu pozyskiwania jego aprobaty – lub  przynajmniej tolerowania – nieujawnionych oczekiwań siły politycznej kreującej nowy ustrój, a także zmniejszania roli  sił opozycyjnych lub korekcyjnych w tworzeniu przeszkód w realizacji wspomnianych oczekiwań.

 

Role ustrojowe Owsiaka, Syryjczyka, Wałęsy i  księdza  Tischnera

Wysunięcie redaktora Jerzego Owsiaka przed bardziej dostojnych przedstawicieli naszego życia społeczno-politycznego wynika z faktu, że to właśnie on – prawdopodobnie nieświadomie – zdobywa akceptację lub tolerowanie przez społeczeństwo najważniejszej filozoficznej podstawy  ideologii, jaka jest przez nas wykorzystywana, a mianowicie libertarianizmu. Wprawdzie zajmuje się tym również Janusz Korwin-Mikke, lecz mniej umiejętnie i nie tak skutecznie, chociaż także trochę widowiskowo. Samo pojęcie  libertarianizmu nie wywodzi się od słowa „liberty”, czyli wolność, lecz od określenia „libertarian”, które w języku angielskim oznacza osobę działającą zgodnie z własną wolą, czyli jednostkę mogącą robić co chce, bez  wykonywania powinności na rzecz wspólnoty narodowej, rodzinnej, czy religijnej. Ubranie tej zasady w prymitywną postać gwarową ma tuszować jej głębię ideologiczną oraz czynić z tej głębi coś lekkostrawnego, naturalnego i trochę śmiesznego. Ma to bowiem połknąć każdy członek społeczeństwa zwłaszcza z warstwy mniej wyedukowanej, umożliwiając atomizację społeczeństwa, z myślą o docelowym ustroju libertariańskim, a mianowicie anarchokapitalizmie. A reguła Owsiaka w języku tej ideologii brzmi poważnie jako „suwerenność jednostki”.

 

Jak wszyscy starsi pamiętają, wraz z „planem Balcerowicza” wkraczał minister Tadeusz Syryjczyk, który zasłynął hasłem i zrobił na nim karierę, nawet w Londynie jako przedstawiciel naszego państwa. A hasło jego brzmiało: „najlepsza polityka to brak polityki”. Jeśli uwzględnimy fakt, że nawet nasze przedwojenne słowniki wyjaśniały, iż „polityka to sztuka rządzenia państwem”, a u Webstera jeszcze nadal czytamy, że „polityka to nauka i sztuka rządzenia państwem”, zorientujemy się łatwo, iż Syryjczyk chciał powiedzieć, że najlepsze to „państwo durnowate” – dobre zwłaszcza dla obywateli idiotów. Ale przecież realizował regułę, głoszoną przez Balcerowicza, „państwa minimum”, a w domyśle: w docelowym anarchokapitalizmie – „państwa zero”.

 

Lech Wałęsa, były szef związków zawodowych, obalających komunizm, działając w tandemie z Balcerowiczem, doprowadził do ich obezwładnienia przed kształtowaniem nowego ustroju. Po dwudziestu paru latach przyznał, że  w owym czasie wolał nawet, aby Solidarność uległa całkowitej likwidacji. W ten sposób przyczynił się walnie do realizowania  doktryny neoliberalizmu, o charakterze antyzwiązkowym, dopatrującej się w związkach szkodliwych działań, generujących inflację. To w wyniku wdrażania tej doktryny, w całym okresie transformacji nasze związki nie mogły prawidłowo reprezentować pracowników, a różne niespójne efekty wymuszania przez nie na rządzie ustępstw, w warunkach nieprawidłowego działania tzw. umów społecznych, zawieranych pod patronatem państwa, nie zapobiegły fatalnym skutkom nadmiernego rozkwitu tzw. umów śmieciowych.

 

Ksiądz Józef Tischner oddał – prawdopodobnie nieświadomie – duże usługi we wdrażaniu ostatniej fundamentalnej zasady neoliberalizmu, a mianowicie nadmiernego redukowania funkcji opiekuńczych państwa, a szczególnie świadczeń socjalnych. Jego sława w życiu publicznym, ze składanymi mu hołdami przez instytucje tworzące nowy ustrój neoliberalno-postkomunistyczny, ma główne źródło w nagłaśnianej jego tezie, że po komunizmie typowy Polak zachował świadomość homo-sovieticusa. Określenie to ma zakres pojęciowy wykraczający poza treść, jaką ksiądz Józef Tischner pragnął mu nadać, przy czym elementy, jakie normalnie w języku polskim były łączone z pojęciem czegokolwiek jako sowieckiego, były dla Polaków faktycznie nieprzyswajalne i złowieszcze. To, że ustrój komunistyczny nie tylko ograniczał wolność i samodzielność jednostki,  ale jednocześnie uzależniał ją materialnie od państwa jako jedynego pracodawcy, nie może być uznane jako życzenie typowego Polaka. Jeśli oczekiwał on, co ma prawo czynić nadal, poważniejszych i sprawniejszych od realizowanych świadczeń zdrowotnych, emerytalnych i innych usług socjalnych nie powinno być wkładane pod sowiecki typ opiekuńczości państwa. Postawom Polaków z pewnością bardziej odpowiadał zawsze wzorzec opiekuńczości typu społecznej gospodarki rynkowej lub welfare state. Jak na ironię, oba te typy zostały pokonane przez neoliberalizm, z czego na Zachodzie mogą rodzić się bunty i oczekiwania bardziej naśladujące doświadczenia komunistyczne aniżeli w Polsce.

 

Etapy cenzurowania nieoficjalnego

Chwalebna likwidacja cenzury urzędowej nie oznacza, że w budowie naszego ustroju można było zrezygnować ze sposobów cenzury nieoficjalnej. Polega ona na wprawianiu w zakłopotanie potencjalnych krytyków poglądów  niezgodnych z oficjalną doktryną ustrojową, zarówno ujętą w formę ustawową, jak i nieujawnianych lub odsłanianych częściowo jej podstaw ideologicznych.  W opracowywaniu i wdrażaniu tych sposobów specjalizuje się sam Leszek Balcerowicz.  Ogólną ich właściwością jest  aprioryczne klasyfikowanie potencjalnych oponentów do kategorii ludzi o zbyt niskich kwalifikacjach naukowych lub intelektualnych. Wytrwałe, publiczne „obnażanie” przeciwników, choć różni się od typowej cenzury urzędowej, która jest poufna, musi jednak rodzić podobny rezultat w postaci redukowania chęci oponentów do publikowania ich potencjalnych wytworów. W stosowaniu metoda taka jest niewspółmiernie mniej pracochłonna od cenzury urzędowej, bo w ogóle nie wymaga czytania tekstów napisanych przez autorów zaklasyfikowanych na  „czarną listę”.

 

Na początku był to względnie łagodny sposób, oparty na określaniu przeciwników „planu Balcerowicza”, jako niezdolnych do rozpoznania  faktu, że jest to „jedyna droga” budowania nowego ustroju. Później jednak Balcerowicz wprowadził  swoje naukowe rozpoznanie zjawiska generowanego przez potencjalnych oponentów, a mianowicie oszołomstwa. Trzeba przyznać, że – chociaż ze słabnącą siłą – sposób ten przerzedzał niezwykle skutecznie szeregi krytyków twórczości nie tylko samego Balcerowicza, lecz całej warstwy neoliberalnych naukowców i ludzi mediów.

 

Balcerowicz odkrył jednak nowy sposób, mogący jeszcze bardziej – i wciąż w drodze oceny apriorycznej – deprymować takich  krytyków. Wystarczy sprawdzić, czy dany autor lub zwykły członek partii politycznej może być zaliczony do kategorii etatystów. Jeśli tak, to powinien się liczyć z tym, że może być traktowany jako „przyczajony faszysta”, gdyż samo zjawisko etatyzmu wykazuje, niezależnie od stopnia jego zaawansowania, pewną zawartość faszyzmu. W tym poglądzie Balcerowicz odwołuje się do twierdzeń amerykańskiego publicysty Jonaha Goldberga, który w swojej książce pt. Liberal Fascism przedstawił tezę, że już prezydent Thomas Wilson stosował politykę faszystowską, a Franklin Roosevelt – wprost podobną do realizowanej przez Hitlera. A działo się tak dlatego, że obaj byli etatystami.

 

Ten ostatni okres cenzurowania w wykonaniu Balcerowicza można więc określić jako etap identyfikowania faszyzmu. Czy jednak samemu Balcerowiczowi nie pozostało nic z etatyzmu, gdy sprawował funkcje wicepremiera i ministra finansów, a także szefa Narodowego Banku Polskiego, będącego instytucją państwową? 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka