Marian Guzek Marian Guzek
563
BLOG

Skąd się wziął nasz nowy ustrój?

Marian Guzek Marian Guzek Gospodarka Obserwuj notkę 3

Umacnianie dumy z naszego ustroju neoliberalno-postkomunistycznego, napędzane co jakiś czas przez mainstreamowe media, prowokuje do dokładniejszego przyjrzenia się genezie tego ustroju, wykraczającej poza personalne działania jego zwolenników.

 

Jakie siły społeczne zmieniają ustroje?

 

Jeśli pominąć zmiany ustrojów dokonywane przez dyktatorów lub obce najazdy, można przyjąć, iż w procesie zmiany ustroju uczestniczą następujące cztery rodzaje sił społecznych: 1) siła zachowawcza, broniąca starego ustroju, 2) siła obalająca stary ustrój, 3) siła promująca ustrój nowy, 4) siła korekcyjna, modyfikująca działania trzech sił poprzednich. Na podstawie poglądów głoszonych przez media mainstreamowe III RP można sądzić, że w trakcie przekształceń ustrojowych w Polsce powyższe role były realizowane przez: PZPR oraz aparat reżimowy PRL jako siłę zachowawczą; przez Solidarność w podwójnej roli siły destrukcyjnej wobec komunizmu i kreującej ustrój nowy oraz przez Kościół jako zbiorowość duchowieństwa i wiernych, pełniący rolę korekcyjną. Niestety, taka opinia była od początku transformacji i jest nadal nieprawidłowa zarówno w ocenie roli PZPR, jak i roli Solidarności.

 

Co się stało z PZPR i Solidarnością w procesie przekształceń ustrojowych?

 

Najkrócej można powiedzieć, że PZPR wraz z aparatem reżimowym po niepowodzeniu w ujarzmianiu Solidarności metodą stanu wojennego, odrzuciła swą funkcję zachowawczą i przyjęła funkcję pokojowego obalania komunizmu , a także funkcję współtworzenia nowego ustroju. W taki sposób postępowały później wszystkie partie komunistyczne, zmieniając swe nazwy na ładniej brzmiące (przeważnie socjaldemokratyczne), stając się jednocześnie siłami tworzącymi podobne do polskiego ustroje. Dawna Solidarność natomiast, po doprowadzeniu do obalenia komunizmu, nie mogła podjąć się pełnienia roli siły tworzącej nowy ustrój, gdyż nie zdołała wyłonić z siebie partii politycznej o charakterze konserwatywno-narodowym, odzwierciedlającym pozycję polityczną większości swoich członków. W miejsce takiej potencjalnej partii weszła Unia Demokratyczna, przekształcona później w Unię Wolności, która uznała się za kontynuatorkę Solidarności oraz za główną siłę polityczną w Polsce, tworzącą nowy ustrój. Właśnie z nią w tej roli współdziałała była PZPR, która obrała sobie zmienioną nazwę oraz uzyskała wsparcie polityczne od Wałęsy (jako „wzmocnienie lewej nogi”).  

 

Oczywiście należy wyjaśnić, dlaczego obu tym partiom udało się wyeliminować szansę uzyskania przez Solidarność reprezentacji politycznej w sejmie, odzwierciedlającej poglądy większości jej członków. Sprawa okazała się dosyć prosta wskutek tego, że jej przywódca ogłosił, iż demokracja to pluralizm (przyznał później, iż takiej definicji nauczył go Adam Michnik),  więc musi wyłonić się z  Solidarności wiele partii i partyjek, gdyż gdyby została utworzona tylko jedna duża partia, przypominałaby ona PZPR. Michnik natomiast wyjaśnił – też później – że bardzo się obawiał, aby przy takiej okazji nie pojawił się jakiś nowy Mussolini. Ale oczywiście musiało być jeszcze więcej argumentów zachęcających zwykłych członków Solidarności do wyłączenia się z życia politycznego. Największą rolę odgrywały trzy czynniki: iluzoryczna (albo raczej zwodnicza) obietnica Wałęsy w postaci 100 milionów ówczesnych złotych dla każdego, symbol Matki Boskiej uzyskany, jak twierdził Wałęsa, od zwykłego uczestnika pielgrzymki do Częstochowy, a wreszcie - rozpowszechnione w Solidarności przekonanie, że wystarczy jeśli będzie ją reprezentował w życiu politycznym sam Wałęsa, zachowujący się jakby został zesłany przez Opatrzność. 

 

Polska „ekonomia medialna” jako lepiszcze ustrojowe

 

Najważniejsza część merytoryczna nowego ustroju nie wzięła się z przedwojennego polskiego systemu rynkowego, połączonego z efektywnym udziałem  państwa w tworzeniu infrastruktury przemysłowej w kraju, lecz dotarła do nas – można powiedzieć - sposobem spadochronowym ze Stanów Zjednoczonych. Dostarczyła ją nam ekipa doradców na czele z profesorem z Harvardu, Jeffreyem Sachsem, podtrzymywana wspomaganiem odwiedzającego nas i popularnego na całym świecie twórcę chicagowskiej szkoły ekonomii, profesora Miltona Friedmana. To właśnie on był, wraz z Friedrichem Hayekiem, twórcą doktryny neoliberalnej, o której wtedy nie było jeszcze wiadomo, iż stanie się ona główną praprzyczyną kryzysu finansowego w USA. 

 

Znajomość tego faktu jest niezbędna, abyśmy nie uprzedzali się do USA jako państwa, iż nakłaniało nas do wdrażania wadliwego ustroju, gdyż właśnie to państwo było pierwszą ofiarą dokonanych u siebie zniekształceń ustrojowych w drodze wdrażania tej doktryny, głównie przez politykę monetarną, wprowadzaną przez szefa banku centralnego USA (Fed-u), Alana Greenspana. Mówił on o Friedmanie jako legendarnym finansiście, a po wybuchu kryzysu przyznał, że ideologia neoliberalna, w którą wierzył przez 40 lat, okazała się błędna. O wspomnianej doktrynie można w skrócie powiedzieć, że miała ona charakter antypaństwowy, antyzwiązkowy i antysocjalny. Takie cechy występowały już w polskim leseferyzmie pod koniec poprzedniego ustroju. Można je zilustrować proponowaną przez profesora Wacława Wilczyńskiego, wydatnie wspierającego później plan Balcerowicza, zasadą, że przedsiębiorstwa państwowe powinny być wyłączone spod nadzoru państwa i traktowane jako podmioty rynkowe (dodajmy, zarządzane przez nomenklaturę PZPR).

 

Połączeniu docierającego do nas z USA neoliberalizmu z elementami pseudorynkowego leseferyzmu „reformatorów socjalistycznych” służył nie tylko sam plan Balcerowicza, ale także ogłaszane w mediach zasady ekonomii opracowywane przez jego ekipę. Przyjmowały one formę haseł, z których najważniejsze z punktu widzenia osłabiania państwa jako instytucji wspólnoty narodowej oraz jego funkcji gospodarczych było: „najlepsza polityka to brak polityki”. 

 

Warto przypomnieć, że jeszcze przedwojenne polskie słowniki zawierały definicję polityki: „to sztuka rządzenia państwem”, a we współczesnym słowniku Webstera definicja ta ma postać: „to nauka i sztuka sprawowania rządu”. Czy więc najlepszą nauką i sztuką rządzenia  ma być brak rządzenia? Obecnie neoliberałowie zadowalają się mniej radykalnym hasłem: „wystarczy, aby państwo nie przeszkadzało”.

 

O tym, że z ustroju neoliberalnego trzeba uciekać, Stany Zjednoczone już wiedzą. Odcina się też od niego J.Sachs. U nas zdaje się ciągle dominować wśród neoliberałów pogląd, że trzeba się w ten ustrój zagłębiać, lecz oczywiście wciąż z przekonaniem, że chodzi o liberalizm, tylko lepszy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka